wtorek, 22 listopada 2016

Bieszczady 19-20.2016

W tym roku urodziny postanawiam spędzić w Bieszczadach. Tak jakoś się złożyło że tylko tam zapowiadali naprawdę fajną pogodę. Spakowani ruszany z Wadowic przez Tarnów do Wołosatego. Na miejscu meldujemy się około 7:30 gdzie po krótkim przepaku ruszamy w dzisiejszą 6-7 godzinną trasę. Żwawo ruszamy asfaltem w kierunku początku czerwonego szlaku rozpoczynającego GSB. Początkowo trasa biegnie płasko przez las. Pogoda dopisuje chociaż w górze mocno wieje. Ogólnie jest ciepło jakieś 10 stopni na plusie. Tempo mamy całkiem dobre mimo błota i śniegu pod nogami na którym raz po raz się ślizgamy.



Po około 40 minutach docieramy do Wiaty w której pijemy herbatę i jemy śniadanie. Prócz nas spotykamy  tylko dwie osoby z którymi na zmianę torujemy sobie drogę na przełęcz Bukowską. Docieramy do niej w nie całe 2 godziny. Tam w kolejnej wiacie ubieramy już przeciw wiatrówki bo zaczyna dmuchać trochę mocniej. Pogoda z minuty na minutę się poprawia a my zaczynamy wspinać się na grzbiet Rozsypańca. Wychodzimy powyżej lasu i ukazują się piękne widoki.


Chmury przesuwają się coraz bardziej w naszą stronę ustępując miejsca czystemu horyzontowi. Docieramy w okolice Rozsypańca gdzie już słońce mocno nam przyświeca. Pogoda jak marzenie a do tego całkowita pustka. Jedynym problemem jest duża ilość śniegu zalegająca bezpośrednio na szlaku. Miejscami omijamy białe płaty mokrego śniegu i obchodzimy je bokiem. Widoki w stronę Ukrainy zachwycają. Widać naprawdę dobrze. Po około godzinie dochodzimy na Halicz na którym znajduje się mały krzyż. Robimy krótką przerwę ze wspólnym zdjęciem i ruszamy w dalszą drogę na Tarnicę która cały czas towarzyszy nam po lewej stronie.





Z Halicza schodzimy w dół i trawersujemy zbocza Kopy Bukowskiej i Krzemienia na których zalega naprawdę sporo śniegu. Miejscami zapadamy się po pas i ciężko jest się wydostać. Później przy zejściu z okolic Krzemienia chowamy się za dużym kamieniem gdzie uzupełniamy się ciepłą herbatą i kanapkami. W tym czasie mija nas wspomniana wcześniej dwójka i to ona toruję drogę do przełęczy Goprowskiej co bardzo nam odpowiada. Z przełęczy już tylko ostatnie podejście i meldujemy się na Tarnicy około godziny 14. Sławek i ja przemoczyliśmy dość mocno buty i dlatego zwija się szybko ze szczytu. Widoki są przepiękne. Przyglądam się naszej trasie i przeglądam ją z mapą lokalizując różne szczyty. 




Wraz z Andrzejem robimy kilka pamiątkowych zdjęć i też ruszamy w dół. Wiatr jakby cichnie a my dochodzimy do lasu gdzie przebieramy się już lżejsze ciuchy. Doganiamy Sławka i wszyscy razem nie śpiesznie ruszamy w kierunku samochodu. Łapię zasięg i rezerwuje miejsce w mojej ulubionej Bacówce pod Małą Rawką. Docieramy tam koło 17 i świętujemy wyjazd. Miejsce jest naprawdę przepiękne i polecam je każdemu. Ma klimat prawdziwego górskiego schroniska mimo tego że znajduje się 20 minut od parkingu.

W niedziele budzę się koło 7 sprawdzić jak warunki. Szału nie ma więc wracam do ciepłego łóżka. Miał być wschód słońca na Małej Rawce jednak nie ma sensu. W końcu po 8 wstajemy na śniadanie i nieśpiesznie około 10 ruszamy na szlak. Ruszam sam bo idę trochę wolniej od chłopaków. Szlak prowadzi przez las w dużym błocie. Gdy zaczyna się bardziej stromo błoto ustępuje miejsca śniegowi i idzie się całkiem przyjemnie. Znów na szlaku pustka. Wychodzę w okolice Małej Rawki i ubieram kurtkę. Wieje mocno i zimno jednak widoki znów zachwycają.




Z Małej ruszam w kierunku Wielkiej Rawki i tu mijam grupkę kilku osób którzy jednak wracają na dół. Dochodzę w kilkanaście minut na szczyt mijając po drodze dziwny pomnik nie pasujący do otoczenia. Na szczycie czekam na Sławka i Andrzeja i razem ruszamy na Kremenaros wzdłuż ukraińskiej granicy. Musimy zejść dość mocno w dół na przełęcz a potem praktycznie tyle samo podejść. Ze szczytu po około 5 minutach docieramy do trój-styku granic. tam chwila przerwy i w drogę powrotną do Bacówki. Słońce robi figle i widzę słoneczne słupy przebijające się przez chmury. Pogoda się poprawia więc idziemy już wolniej ciesząc się ostaniami spojrzeniami na szczyty.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz