Wyruszamy wcześnie. Jest przed piątą, gdy meldujemy się w
Brzezinkach. Jeszcze po ciemku ruszamy do murowańca. Mimo szklanki pod nogami
docieramy tam w około półtora godziny. Wchodzimy na jadalnie i po śniadaniu
ruszamy w dalszą drogę. Zaczyna widnieć. Śniegu trochę leży, więc idzie się
całkiem przyjemnie. Odbijamy w czarny szlak zmierzający na Świnicką przełęcz.
W okolicy szlaku na Karb zakładamy raki. Na niebie zaczyna się festiwal światła. Szczyty wyglądają jakby płonęły.
W okolicy szlaku na Karb zakładamy raki. Na niebie zaczyna się festiwal światła. Szczyty wyglądają jakby płonęły.
Niestety, gdy zaczynamy wchodzić żlebem nadciągają chmury,
które będą nam towarzyszyć cały dzień. Wejście żlebem lekko daję po kolanach,
jednak szybko zdobywamy wysokość. U samej góry już mocno pionowo pokonuje nawis
śnieżny i wychodzę na grań.
Widoki powalają, mimo że wszystkie szczyty są pod chmurami.
Jest po 9. Robimy kilka zdjęć i ruszamy w kierunku niższego taternickiego
wierzchołka Świnicy. Śniegu na grani wiele nie ma. Robimy sobie jedną przerwę
po drodze po drodze. Wiatr hula niemiłosiernie i spada widoczność. Strzelamy,
że w danym miejscu musimy odbić do góry. I po chwili meldujemy się na wierzchołku.
Prócz nas podchodzi jeszcze jeden chłopak. Rozmawiamy na chwilę i w między
czasie zakładamy sprzęt. Wiążemy się
liną i ruszamy z Andrzejem na właściwy wierzchołek granią między szczytami.
Chłopak rusza na dół do szlaku i ma się z nami spotkać na drugim szczycie.
Przejście grani zajmuje nam jakieś 15-20 minut, ponieważ w jednym miejscu nie
mam się za bardzo jak asekurować a do pokonania mam około 2 metrową ściankę.
Klinuje się rakami, podciągam na czekanie i wychodzę znów na grań. Potem już
gładko aż na szczyt.
Drugi wierzchołek:
Widoków brak, więc zaczynamy schodzić. Mylimy szlak i
schodzimy w kierunku, z którego przyszliśmy. Po parunastu metrach wracamy się.
Okazuje się, że słońce zaczyna się przebijać i robią się widoki. Wracam na
szczyt robię serię zdjęć i wracam do Andrzeja. Zaczynamy schodzić już właściwą
drogą do Zawratu. Mijamy grupkę około 5 osób. Zejście do Zawratu jest momentami
dość mocno eksponowane jednak nie zajmuje nam wiele czasu. Około 13 jesteśmy na
przełęczy. Spotykamy dwóch młodych chłopaków, radzimy im zawrócić, bo przed
zmrokiem na szczyt raczej nie zdążą a ich wyposażenie też zostawia wiele do
życzenia.
Zaczynamy zejście żlebem.
Jedyny trudny moment to pokonanie metrowej ścianki na samej górze. Później już
szybko w dół. Niestety z powodu lodu nie można liczyć na dupozjazdy. Dochodzimy
pod zmarzły staw gdzie zostajemy jeszcze na jakieś 30 minut, aby poćwiczyć
wspinaczkę na lodospadach. Testuje Andrzeja dziaby robiąc trawers na wysokości
około 2-3 metrów. Niestety dzień zbliża się ku końcowi i trzeba zasuwać do
auta. W murowańcu jesteśmy po 8 godzinach od wymarszu. Siadamy przed
schroniskiem na ławce gdzie zjadamy ostatki jedzenie, co by nie znosić. Później
to już zejście do brzezinek gdzie śmiało moglibyśmy zjeżdżać na łyżwach z
powodu oblodzenia. Po drodze dzwonią jeszcze do nas dwie osoby z zapytaniem czy
wszystko ok., bo słyszeli w radiu, że ktoś spadł ze Świnicy. Zastanawialiśmy
się czy to nie ten chłopak, który miał się z nami spotkać na głównym
wierzchołku. Jednak nie ma opisu tej osoby. Do samochodu o dziwo udaje nam się
dotrzeć jeszcze przed zmrokiem około godziny 15:40.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz