Niedziela
Przyjeżdżam do Krakowa przed 10. Z placu inwalidów ruszam w
kierunku Bagateli do znajomego mi CK-Browaru gdzie spotykam się z Rambim.
Odwiedzamy już razem drugi mini browar krakowski, czyli Lubicz. Około 13
jedziemy do Myślenic. O 13:50 start pierwsze 20 minut to przebijanie się
asfaltem przez miasto i dotarcie do szlaku na Kudłacze. Pogoda nie jest jakaś obiecująca,
ale liczymy, że dzień następny będzie lepszy. Początek szlaku mocno w górę, co
daje nam się dobrze rozgrzać. Trochę błotka, ale ogólnie na plus. Po pokonaniu
w pionie około 420 metrów szlak się wy płaszcza. Zatrzymujemy się po drodze
jakieś 2 razy na zmianę ubrań i zdjęcia. Jak na listopad to niestety śniegu
brak.
Około 15 zdzwaniam się z Catty, która dołączy do nas w
drodze na Kudłacze. Spotykamy się na zielonym szlaku. Razem ruszamy w kierunku
schroniska. Meldujemy się tam około godziny
17. W schronisku po za właścicielami nie ma nikogo. Jest bardzo przytulnie. Zamawiamy po bigosie
i piwku. Siedzimy z dwie godziny, po czym Catty zbiera się na dół a my idziemy
wybrać sobie pokój. Pokoje i łazienka robią na mnie pozytywne wrażenie.
Wszystko czyste odnowione i zadbane. Spałem w gorszych warunkach w hostelach za
większe pieniądze. Około 21 kładziemy się spać, cel na następny dzień jest
ambitny. A cytując kogoś „ nogi wejdą
wam do d..”
Poniedziałek
Wstajemy o 6. Dzisiaj w planach mamy dojść na Luboń Wielki.
Czyli około 40 km w jakieś 12 godzin. W najgorszym wypadku zostajemy w Mszanie.
Szybkie śniadanie i o 7:05 ruszamy na szlak.
Dzień powoli wstaje. Tutaj jest już troszkę biało a do tego
dzięki lekkiemu mrozowi idzie się bardzo przyjemnie. Pierwszym celem jest
Lubomir (904m n.p.m.), do którego dochodzimy w nie całą godzinę. Dołącza on do mojej
kolekcji KGP. Później droga w dół i zaczyna się asfalt, który będzie nam
dzisiaj często towarzyszył. Niestety tak biegną szlaki.
Śnieżnica I Ćwilin:
Na asfalcie nadrabiamy tempo żeby jak najwięcej zrobić za
dnia. Jesteśmy optymistycznie nastawieni tym bardziej, że pogoda dopisuje. Po
około półgodziny wchodzimy na nowo w las i zaczynamy zdobywać kolejny szczyt a
mianowicie Wierzbanowską Górę (778m n.p.m.) Na szczycie nic nie widać. Robimy
tam postój na energetyka i czekoladę. Schodzimy trochę niżej i zaczynają się
piękne widoki. Wchodzimy na ośnieżoną polanę i dopiero teraz dostrzegamy inne
szczyty wznoszące się nad drzewami.
Przy zejściu zatrzymuje się, co jakiś czas, aby złapać w
kadr widoki. Docieramy na przełęcz Wielkie Drogi(572m n.p.m.) i tam przez
chwilę szukamy szlaku gdyż droga nie jest oczywista. Podchodzimy na Dzielec
(649m n.p.m.) i znów w dół. Przed nami rozpościera się widok na Śnieżnicę. Jest
powalający. Światło idealnie oświetla ośnieżone drzewa. Dochodzimy do asfaltu i
ruszamy w kierunku stoku narciarskiego. Nie możemy trafić na szlak przy stoku,
więc wchodzimy nim do góry. Tym razem czeka nas 440 m przewyższenia. Im wyżej
tym piękniej. Jednak nogi dostają na tym
ostrym podejściu.
Powyżej stoku idzie się już przyjemnie. Przedpołudniowe
słońce pięknie oświetla las. Nazwa Śnieżnica pasuje idealnie to tego miejsca,
mimo iż nazwa jest również owiana legendą. W południe meldujemy się na szczycie
gdzie robimy pamiątkowe zdjęcie i ruszamy w dół na przełęcz Gruszowiec
Zasiadamy w Barze pod Cyckiem(cyc polecał pomidorową).
Zamawiamy obiad by nabrać sił na dalszą drogę. Jedzenie wyśmienite. Popijamy
obiad piwem i obliczamy czas. Podejmujemy z dwóch względów opcję pominięcia
Ćwilina. Po pierwsze na pewno nie zdążymy wtedy na Luboń a druga to Rambiemu
doskwiera przy zejściu noga.
Czeka nas teraz 10 km asfaltem do Mszany, co w moich butach
oznaczało obicie nogi. No cóż trzeba ruszać. Pokonujemy asfalt w 1:30. I tak
około 15 jesteśmy w Mszanie. Siły są, więc ruszamy na nasz ostatni dzisiaj cel,
czyli Luboń. Podejście da nam w kość na koniec. Z Mszany to około 600 metrów.
Droga wiedzie polami i asfaltem na zmianę aż docieramy do ostatniego właściwego
podejścia czerwonym szlakiem z przełęczy Glisne(634m n.p.m.).
Robi się całkowicie ciemno, gdy startujemy. Rambi dzwoni
jeszcze do schroniska by zarezerwować nam miejsce. Wchodzimy w las i zaczyna
się ciekawie. Ostatnie 400 metrów przewyższenia na odcinku 2 kilometrów robi
swoje. Jest ślisko i stromo a do tego trzeba dobrze wypatrywać znaków. W końcu
dostrzegam światło schroniska. Teren się wy płaszcza. Jest śnieżnobiało po
prostu pięknie. Na endomondo o godzinie 17:20 pada 42 km. W schronisku
zasiadamy znów sami. Wybieramy sobie łóżka w Sali, jednak musimy obejść się bez
prysznica, ponieważ wody brak. Zadawalamy się piwem i ciepłą kolacją. O
godzinie 20 już chyba oboje śpimy.
Wtorek
Budzę się jeszcze przed wchodem słońca. Zaczynam pstrykać
zdjęcia. Na polu mocno zimno. W schronisku nie lepiej. Pięknie oszklona sala
robi swoje. Decyduję, że idę robić zdjęcia na zewnątrz. Rambi dołącza. Stoimy z
30 minut pstrykając zdjęcia. W końcu wracamy do schroniska na śniadanie. Po śniadaniu
w dół. Dzisiaj w planie tylko zejście do Rabki. Po drodze piękne widoki na
Gorce i Tatry. Trasa do centrum Rabki zajmuje nam około 2h. Robimy zakupy i
pociągiem wracamy w stronę Krakowa. Ja wysiadam w Suchej a Rambi jedzie do
Krakowa.
Podsumowanie
Ogólnie wyjazd uważam za mega udany. Dawno nie miałem takiej
wyrypy, gdyby nieodbita noga od butów we wtorek mógłbym się jeszcze o coś
pokusić. Myśleliśmy jeszcze o Starych Wierchach. W sumie padło około 65km w całkiem
przyzwoitym tempie.
Świetne!
OdpowiedzUsuńdzięki :)
Usuń