wtorek, 26 stycznia 2016

Bieszczady 16-17.01.2016

Sobota 16.01.2016

No, więc w końcu udało się i pojechałem w Bieszczady po raz pierwszy w moim życiu. Na miejscu jesteśmy koło 8. Zostawiamy samochód na parkingu w Wołosate i ruszamy w kierunku przełęczy Bukowskiej. W planie mamy zrobienie pętelki przez Rozsypaniec i Tarnicę do Wołosatego. Droga wiedzie początkowo asfaltem do mostku, przy którym odbija w lewo w las. 




Na szlaku nie ma nikogo, jesteśmy sami. Są wydeptane ślady, więc ktoś szedł albo przed nami albo wczoraj wieczorem. Na przełęcz Bukowską mamy jakieś 8km. Nie jest ona jakoś wybitnie ciekawa, chociaż otaczający nas las w zimowej odsłonie robi magiczne wrażenie. Po około godzinie mijają nas dwaj strażnicy graniczni na koniach. Pytają gdzie zmierzamy, po czym ruszają dalej. 




Na przełęcz docieramy po około 3h. Tutaj spotykamy już kilkoro turystów. Pogoda nas nie rozpieszcza. Wiszą chmury i powyżej wieje wiatr. Pogoda niezbyt wymarzona, ale cóż. Pijemy herbatę i ruszamy w górę. Ruszam po wydeptanych śladach jednak powyżej zaczyna się mleko. Wiatr mocno zacina jednak próbujemy przedrzeć się na Rozsypaniec. 





Dochodzimy w okolice szczytu gdzie ślady urywają się całkowicie. Mija nas trójka turystów, którzy ruszają dalej. Uznaję, że dalsze torowanie jest bez sensu i uzgadniam z Krzyśkiem, że zawracamy. Robimy zdjęcie w mleku i wietrze i wracamy do samochodu. Pogody tego dnia nie będzie w cale. Do auta wracamy po ponad 6h i pokonanych 20km. Chmury siedzą nisko i szczytów w zasadzie nie widać. Ruszamy autem w poszukiwaniu bankomatu a później na parking gdzie zostawiamy pojazd. Tam już w miarę szybko dostajemy się na nasz nocleg do Bacówki pod Małą Rawką. Bacówka jest naprawdę przytulna. Okazuje się, że nie śpimy na glebie tylko w łóżkach, ponieważ inni odwołali swoje noclegi. W pokoju zimno, bo ktoś zapomniał okna zamknąć. Schodzimy do Sali. Zamawiamy żurek i pierogi ruskie. Biorę jeszcze grzańca żeby się rozgrzać. 
W Sali prócz nas tylko dwie osoby. Po posiłku zasiadamy do mięty, potem prysznic i do łóżka.


 Bacówka o poranku:


Niedziela 17.01.2016
Budzik nastawiony na 7. Budzę się i wyglądam przez okno – sypie – zasypiam jeszcze na chwilę. Po chwili na dole odpalili radiostację i słychać komunikat GOPR: „ W Ustrzykach -10, wiatr i lekki opad śniegu” - aż odechciewa się wstać. W końcu przed 8 wstajemy zjadamy śniadanie i podejmujemy decyzję o jeszcze jednej próbie wejścia na Tarnicę tym razem bezpośrednio z Wołosate niebieskim szlakiem. Startujemy dość późno, bo dopiero około 10. Droga jest wydeptana i leży ubity śnieg. Widoczność jest całkiem niezła i widać krzyż na szczycie.



Pierwsza godzina to przejście lasem aż do wiaty gdzie robimy przerwę na herbatę. Na szlaku może kilka ludków. Tam też ubieramy się grubiej, ponieważ wyżej zaczyna wiać i to całkiem mocno. Drzewa skrzypią jakby miały się poprzewracać. Gdy dochodzimy na otwartą przestrzeń zaczyna się robić ciekawie – mleko i silny wiatr – cóż próbujemy. 





Spotykamy parę schodzącą z góry, która odradza wejście. Podobno wieje około 80 km/h. Nie zrażamy się i ruszamy w górę.  Na przełęczy faktycznie daje popalić. Wiatr zacina podnosząc zmrożony śnieg i uderza nim w twarz. Zakładam okulary, ponieważ zamarzają mi brwi i rzęsy. Idę w kierunku szczytu, co parę kroków po większym podmuchu muszę się zatrzymać żeby mnie nie zdmuchnęło. W końcu po dwóch godzinach z haczykiem staję na szczycie. Wiatr jakby zelżał. Robię sobie zdjęcie z krzyżem i popijam herbaty. 


W tym momencie dochodzi Krzysiek. Robimy pamiątkowe zdjęcie i zaczynamy zejście. Poniżej przełęczy, gdy wiatr już dużo mniejszy mijam 4 chłopaków. Ubrani jak gimnazjalna wycieczka w Beskidy. Dresy, bez czapek i rękawiczek a co najważniejsze na nogach adidasy. Mówię, że na górze wieje dużo mocniej. Chłopaki jednak nie słuchają i ruszają w górę. Dochodzę do granicy lasu gdzie czekam na Krzyśka, który schodzi trochę wolniej. Do góry idzie para wychodzą z lasu przechodzą może 100-150 m, po czym wracają. Droga na dół szybko mija i przed 14 jesteśmy przy samochodzie. Pora wracać do domu.

Czy zakochałem się w Bieszczadach? Tego powiedzieć nie mogę, bo ich w zasadzie nie widziałem. Przyjadę tu zapewne jeszcze raz po to by podziwiać widoki. A GSB chodzi mi po głowie, więc myślę, że będzie to wcześniej niż później.


1 komentarz:

  1. Chciałem sprostować ja nie schodzę wolniej tylko ty zbiegasz :) Wyprawa z tobą jak zwykle zacna :)

    OdpowiedzUsuń